Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Pon 22:39, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Opowiadanie o Bree i... (cóż za niespodzianka!) Aro. Więcej nie zdradzę. Zobaczycie sami!
Prolog
Leśną polanę przysłoniła kurtyna fioletowo-czarnego dymu. Był tak gęsty, że wydawał się być ciałem stałym.
W ognisko wpatrywało się osiem wampirów i jeden człowiek. Niedaleko palącego się stosu białych kawałków, siedziała ciemnowłosa dziewczyna. Jej czerwone oczy świdrowały stojącą w oddali istotę, w której żyłach płynęła krew. Nagle wampirzyca odrzuciła głowę do tył i zawyła cicho. Wbiła palce w ziemię, jakby były szponami. Jasper Cullen zrobił krok w jej stronę i warknął na nią dziko. Stanął przy niej ten, który, proponował ciemnowłosej przyłączenie się do jego rodziny.
- Zmieniłaś może zdanie? - Zapytał łagodnym tonem, troskliwie spoglądając na dziewczynę. – Nie chcemy cię zabijać, ale będziemy zmuszeni jeśli nie weźmiesz się w garść.
- Jak wy to znosicie? – Jęknęła cicho. – Jej krew mnie woła mnie! – Pożaliła się. Odwróciła się tak, aby nie patrzeć na grupę wampirów. Chciała odwrócić swoją uwagę od kuszącego zapachu.
- Musisz to wytrzymać. – Oświadczył z powagą, przywódca żółtookich. – Musisz nauczyć się kontrolować. To możliwe i to dla ciebie jedyna droga do ocalenie życia.
Czerwonooka złapała się za głowę, mamrocząc pod nosem ciche „wytrzymam”. Do jej uszu doszedł głos właścicielki bijącego serca, a w jej ustach zebrał się jad.
- Witaj Jane. – Odezwał się jeden z nich zwany, Edwardem. Nowonarodzona spojrzała nieśmiało na dziewczynkę. Była z pewnością jedną z najpiękniejszych istot jakie kiedykolwiek widziała. Rysy jej twarzy były tak delikatne, że przypominały anioła. Jedynie wyraz twarzy psuł jej anielski wygląd.
- Nie rozumiem… - Powiedziała niska wampirzyc, apatycznym głosem.
- Poddała się. – Powiedział ten sam, który wcześniej się z nią witał. Wydawało się, że chłopak zna myśli znajdujących się na polanie istot.
- Poddała się? – Wzruszyła ramionami, uważnie obserwując Cullenów.
- Carlise dał jej wybór. – oznajmił spokojnie Edward.
- Ci, którzy nie przestrzegają zasad, nie mają wyboru. – Oświadczyła, patrząc z pogardą na nowonarodzoną. Do rozmowy dołączył się jeszcze jeden glos, broniący życia dziewczyny.
- Ty tam, jak masz na imię? - Warknęła Jane w stronę przerażonej wampirzycy. Ciemnowłosa posłała jej mściwe spojrzenie. Po chwili z jej ust dobył się przeraźliwy krzyk , a drobne ciało wygięło się w łuk.
- Jak masz na imię? – Powtórzyła.
- Bree. – Wyksztusiła. Ciało nowonarodzonej przeszył straszliwy ból.
- I tak powie ci wszystko co chcesz wiedzieć. – Wycedził żółtooki. – Nie musisz jej tego robić.
Dziewczynka rozpoczęła przesłuchanie Bree.
- Bardzo się bałam. Chciałam uciekać. I wtedy tamten żółty powiedział, że jeśli się przestanę walczyć, nic mi nie zrobią. – Dokończyła cicho swoją opowieść.
- Tyle, że on nie jest upoważniony do oferowania takich prezentów. – Oświadczyła niezwykle łagodnie, Jane. – Złamałaś reguły i musisz ponieść konsekwencje.
Wampirzyca jakby na chwile zapomniała o istnieniu dziewczyny i zaczęła rozmawiać z Carlisle’m. Po dłuższej chwili odwróciła się w stronę nowonarodzonej.
- Felix? – Powiedziała bezbarwnym tonem.
- Czekaj. – Przerwał jej Edward. – Czy nie moglibyśmy jej powiedzieć, jakie są zasady?
- Nie robimy wyjątków. – Wycedziła. – Pośpiesz się, Felix.
Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Wokół Bree pojawiła się jakby szklana kopuła, chroniąca ją przed zagrożeniem. Wampirzyca o wyglądzie anioła obróciła się i spojrzała zaskoczona na dziewczynę.
- Zostaw mnie w spokoju! – Wysyczała nowonarodzona.
- Złamałaś reguły! – Krzyknęła Jane.
- Jak udało ci się to zrobić? – Spytał zaskoczony Felix.
- Jakbym wiedziała, zrobiłabym to już wcześniej. – Warknęła Bree.
- Szkoda zabijać tak uzdolnioną wampirzycę. – Westchnął. – Niech wie, że Volturi mają gest.
- Aro by tego nie pochwalił! – Powiedziała.
- Aro chciałby, żeby kiedyś ktoś taki znalazł się w naszych szeregach. – Odpowiedział Felix, uśmiechając się do ciemnowłosej.
- Wracamy do domu. – Warknęła Jane do swoich kompanów, a peleryny Starożytnych rozmyły się w resztkach dymu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
EsmeCissa mecenas
|
Wysłany:
Pon 22:44, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Cze 2010
Posty: 1520 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
O.o.
Świetnie, że będzie to opo tu publikować.
Ono jest świetne !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Talka wilkołak
|
Wysłany:
Pon 22:45, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Lip 2010
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój Płeć:
|
No nareszcie! Taki powinien być koniec Zaćmienia! Jak na moje oko, to super;))
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Pon 22:47, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Dziękuję, Esme.
Talka, według mnie też tak powinno się skończyć.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Talka wilkołak
|
Wysłany:
Pon 22:53, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Lip 2010
Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój Płeć:
|
Sama S Meyer powiedziała, że szkoda, że to wszystko tak zakończyła... Czekam na rozdziały
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Vikki The Black Sister
|
Wysłany:
Pon 23:14, 26 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 1013 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grimmauld Place 12, London, UK ^^ Płeć:
|
tta! takie zakonczenie powinno byc! ah Aro i Bree! jakze to cudowny pomysł! czekam na rozdziały!!
btw. Chochlik, nie wyswietla sie twoje napewno jakze cudowne fotk w podpisie.. Napewno ma cos wspolnego z Aro dlatego bardzo chciałabym je zobaczyc
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vikki dnia Pon 23:18, 26 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Wto 14:21, 27 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Vikki, właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy on nie jest dla niej... no za stary. xd A co do podpisu to spróbuję coś z nim pokombinować, żeby Ci się wyświetlił.
Rozdział 1
Zatrzasnęłam kolejną książkę, tym samym przerywając cisze panującą w pomieszczeniu. Westchnęłam cicho, odkładając opasły tom na jego stałe miejsce. Jak co noc, zostałam umieszczona w gabinecie Carlisle’a, po to, aby reszta domowników miała szansę mnie zatrzymać, gdybym jednak zdecydowała się skosztować krwi Belli.
W domu byłam traktowana jak intruz, jak ktoś przeszkadzający, wręcz niechciany. I musze przyznać, że tak właśnie się czułam. Przybrane rodzeństwo zakorzeniło we mnie to uczucie. Emmett dogryzał mi na każdym kroku, do tego stopnia, że w końcu zaczęłam go unikać. Jasper rzucał wściekłe spojrzenia pełnie niechęci, Rosalie patrzyła z wyższością. Edward komentował głośno wszystkie moje myśli. Natomiast Alice, była inna. Starała się pomóc mi. Wspierała gdy miałam już wszystkiego dosyć i pokazywała jak polować na zwierzęta. Ja stałam się jej ulubioną lalką Barbie. Uwielbiała mnie przebierać, robiła to nawet kilka razy dziennie. Oczywiście wszystkie przebieranki miały miejsce w chwilach, gdy dziewczyna nie planowała ślubu swojego brata.
Rozsiadłam się wygodnie na fotelu i oparłam się rekami o biurko. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w ciszę. Słyszałam, gdzieś w oddali bijące serce. Nagle zaczęłam sobie coś przypominać…
- Jesteś gotowa, Bridget?- spytała wysoka blondynka.
- Tak. Już schodzę. – zaśmiała się brunetka i kilkoma sprawnymi krokami zeszła po metalowej podpórce dla oplatających dom roślin.
- I nie mów na mnie Bridget. Wolę Cristal albo Bree. – Powiedziała groźnym tonem.
- Phi… Panna Masen chce mnie straszyć?- westchnęła blondyna.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gdzie jest ta dziewczyna z którą rozmawiałam? To byłam ja?
- Carlisle!- wyszeptałam. – Carlisle!
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Przerażona obróciłam się, żeby sprawdzić kto to. Odetchnęłam z ulgą, widząc Carlisle’a.
- Bree, coś się stało? Wyglądasz na przerażoną.- powiedział, troskliwie się na mnie patrząc.
- Ja… ja… Ja sobie przypomniałam coś. Nazywałam się Bridget Cristal Masen.- oznajmiłam spoglądając na mężczyznę. Jego twarz pokazywała przeróżne emocje.
- Masen?- zdziwił się.- Opowiedz mi dokładnie, co ci się przypomniało.
Szybkim, wampirzym tempem zaczęłam mówić, to co podsunęła mi pamięć.
- Dobrze, że coś sobie przypominasz. Za jakiś czas powinniśmy wiedzieć o tobie więcej.- mruknął. Po chwili westchnął, wyglądając przez okno.
- Powinienem porozmawiać z tobą o tym już dawno… - przerwał na chwilę.- Przez całe zamieszanie z Bellą zapomniałem o tobie, Bree. Mam nadzieje, że mi wybaczysz.
- Naprawdę, nic się nie stało.- burknęłam niemiło.
Wampir oparł się o biurko. Wyglądał, tak jakby zastanawiał się od czego zacząć rozmowę.
- Volturi to bardzo stara i potężna rodzina. Dla nas są czymś w rodzaju rodziny królewskiej. Oni dyktują nam zasady. Z początku było ich trzech.- ręką wskazał na jeden z obrazów.- Aro, Kajusz i Marek. Każdy z nich liczy sobie ponad trzy tysiące lat.
- Łał.- wyrwało mi się.
- Zasady panujące w naszym świecie, nie są skomplikowane. Musisz tylko zapamiętać, że nie możemy się ujawniać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Vikki The Black Sister
|
Wysłany:
Czw 1:42, 05 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 1013 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grimmauld Place 12, London, UK ^^ Płeć:
|
świetny rozdział
niee! Aro nie jest absolutnie za stary! Jest boski- to wystarczy, ale z nim była
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
BellaL wampir
|
Wysłany:
Czw 14:25, 05 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Cze 2010
Posty: 343 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Tak naprawdę świetny. Oby tak dalej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Pon 17:55, 16 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 2
Nadal nie mogłam przyzwyczaić do lustrzanego odbicia, przedstawiającego mnie. Moja cera była niezdrowo blada, ale za to nie skażona żadnymi wypryskami. Teraz już bordowe oczy i ciemne włosy, wyraźnie odbijały się na tle skóry. Nie czułam się dobrze wyglądając tak idealnie. Zresztą, po co komu idealny wygląd, jeżeli sam nie jest idealny?
Pokój Alice był uroczy. Łóżko stojące przy ścianie naprzeciwko okna, całe było przykryte ubraniami. Nad łożem wisiał jeden z projektów Chochlika. W rogu pomieszczenia stał błękitny parawan, również obwieszony ubraniami.
Ledwie zdążyłam pomyśleć o wyjrzeniu przez okno, a już przy nim stałam. Tak jak przewidziała Alice, dzień był pochmurny. Brunatne chmury przysłoniły niebo, potwierdzając, to co wczoraj powiedział mi Carlisle. Forks było jednym z najbardziej deszczowych mieścin w Stanach.
Lubiłam takie dni, jak ten. Moje przyrodnie rodzeństwo wychodziło z domu, w celu załatwieniu jakiś swoich spraw. W tedy zazwyczaj zostawałam z Esme, która z reguły zaszywała się w swoim gabinecie.
- Bree! – Usłyszałam melodyjny głos, wołający mnie.
- Tak? – Spytałam wychodząc z sypialni Alice.
- Mogłabyś przyjść do mnie? Jestem w swoim gabinecie! – Odpowiedziała wampirzyca. Zbiegłam po schodach i wolniejszym, bardziej ludzkim tempem weszłam do odpowiedniego pomieszczenia. Powitała mnie ogromna przestrzeń, zdecydowanie większa od przeciętnego biura. Ściany zostały pomalowane na jeden z odcieni bieli, zostały przykryte regałami z książkami i najpiękniejszymi obrazami, jakie do tej pory widziałam.
- Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? – Mruknęłam podchodząc do mahoniowego biurka, przykrytego pierzyną zapisanych kartek.
- Usiądź. – Wskazała na rzeźbione krzesło. Posłusznie usiadłam na nim. – Myślimy, że chciałabyś mieć własny pokój. – Powiedziała promiennie uśmiechając się do mnie.
- Alice chyba ma mnie już dosyć. – Zaśmiałam się pod nosem.
- Och, nie. Źle mnie zrozumiałaś. Alice cię wprost uwielbia. Po prostu chciałabym żebyś czuła się tu jak w domu. – Odpowiedziała matczynym tonem.
Edward i reszta skutecznie mi to uniemożliwiają. – Przemknęło mi przez myśl.
- Oczywiście, nie chcemy cię zmuszać do pozostania z nami. Możesz w każdej chwili odejść. – Uśmiech znikł z jej idealniej twarzy.
- Ja… - zawahałam się - myślę, że na razie chcę zostać w Forks, oczywiście jeśli nie sprawi wam to problemu. – Odpowiedziałam, unikając jej wzroku.
- Nie wydajesz się pewna swojej decyzji. – Westchnęła. – Chciałabym umieć czytać w myślach, tak jak Edward.
- Po to mnie wołałaś? – Burknęłam niemiło. Nie chciałam tego powiedzieć takim tonem, ale naprawdę nie miałam ochoty rozmawiać o darze miedzianowłosego. Wydawało mi się, że poczułam… zazdrość, albo jakąś marną namiastkę tego uczucia. Na początku nie wiedziałam, jak ją nazwać, bo choć targały mną różne emocje, potrafiłam nazwać tylko kilka z nich. Pragnienie nadal było dla mnie najważniejsze.
Teraz wiem, że zazdrościłam chłopakowi tego, że potrafił korzystać ze swojego daru. Ja tego nie potrafiłam. Nie miałam zielonego pojęcia na czym polega, jak go wyćwiczyć.
- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać z resztą domowników. – wyszeptała, spoglądając na mnie z niepokojem.
I wtedy to usłyszałam. Mokry odgłos bijącego serca. Potem zarejestrowałam tylko, jak Esme wychodziła z pokoju. Chwilę później poczułam słodki zapach krwi. W moim gardle zapłoną ogień.
Pragnienie mną zawładnęło. W moich ustach zebrał się jad. Byłam gotowa zabić, byle tylko wypić krew, pachnącą tak niezwykle pięknie. Musiałam ją wypić. Nie dochodziły do mnie żadne bodźce z zewnątrz.
- Bree, idziemy na spacerek. – Usłyszałam znajomy głos. Na swojej twarzy poczułam drobne kropelki deszczu i mocny powiew czystego powietrza.
- Trzymaj ją mocno. – Wyszeptał damski głos.
- Dziękuję. – mruknęłam po chwili. Alice kiwnęła, na trzymającego mnie Emmetta i uścisk zelżał. Rozejrzałam się. Wokół mnie stali młodzi Cullenowie. Wszyscy śledzili wzrokiem mój każdy ruch. Nagle coś kazało mi biec. Uciekać z dala od nich.
- Bree! Edward goń ją! – Pisnęła Alice.
Wiem, że mnie nie nawiedzisz! Zostaw mnie w spokoju! - Wykrzyczałam w myślach zagłębiając się w coraz gęstszy las...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
EsmeCissa mecenas
|
Wysłany:
Pon 17:58, 16 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 28 Cze 2010
Posty: 1520 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
O..no w końcu kolejny rozdział.
Ja wiem co bd dalej, ale i tak czekam na kolejny.
Fajnie, tak sobie wszystko przypomnieć od poczatku, bo wiekszość nie pamietam
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Nie 11:43, 29 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 3
Nie znałam tej okolicy, tak dobrze jakbym chciała. Biegłam, byle tylko uciec od nich. Od jedynych bliskich mi istot. Mimo to, że większość Cullenów, wprost mnie nienawidziła, stali się bliscy mojemu martwemu sercu. Oni nie byli źli, ja byłam tą złą. Wkradłam się do ich idealnie poukładanego życia, niszcząc je doszczętnie. Byłam dodatkowym ciężarem, piątym kołem u wozu.
Nie odbiegłam daleko od domu. Każde z nich mogło w każdej chwili, po mnie przyjść i siłą zaciągnąć do Esme i Carlisle’a. Ale nikt nie przyszedł. Rozejrzałam się po polanie, szukając jakichkolwiek oznak, że nie jestem tu sama. Znowu się zawiodłam. Nie naganą ciszę przerywały jedynie radosne ćwierkanie ptaków.
- Po co się broniłam przed śmiercią?! – Wykrzyczałam i podbiegłam do młodej sosny, jednym ruchem wyrwałam ją z ziemi. Wściekła, rzuciłam nią na drugi koniec polany.
- Po co?! – Warknęłam gardłowo. – Nie jestem nikomu potrzebna!
Opadłam na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Chciałam zniknąć z tego świata, zniknąć dla wampirów, dla ludzi już od dawna byłam martwa.
Przyjdź tu po mnie i zrób, to co powinna zrobić twoja rodzina już jakiś czas temu! Chodź tu i zabij mnie! – Wykrzyczałam w myślach. – Na co czekacie? Na oklaski?
Nie miałam stuprocentowej pewności, że miedzianowłosy pilnował moich myśli. Zostawała jeszcze druga opcja, a mianowicie dar Alice.
- Wejdę do ognia. – Wyszeptałam, szybko podejmując decyzje. Miałam nadzieję, że Chochlik to zobaczy w wizji.
Nie czekając na reakcje Cullenów, zaczęłam przeszukiwać kieszenie brudnych spodni.
Przecież chowałam zapalniczkę do kieszeni. – Myślałam gorączkowo.- Jest!
Zacisnęłam w dłoni srebrne pudełeczko.
Szybko rozpoczęłam zbieranie chrustu na ognisko, co jakiś czas wołając w myślach Edwarda.
Nie potrafiłam określić jak się czułam. To było coś pomiędzy wściekłością, a niemocą.
- Bree, nie wygłupiaj się. – Warknął idący w moją stronę miedzianowłosy mężczyzna. Za nim spokojnie kroczyli Emmett i Jasper, skupiony na moich emocjach.
- Nie wygłupiam się.- Ucięłam krótko. Nagle moje samopoczucie zmieniło się diametralnie. Moim głównym celem nie było już sprowokowanie Cullenów, ale spokojny powrót do domu. Zatęskniłam za szczebiotaniem Alice i uroczym, zawsze pełnym ciepła uśmiechem Esme. Doskonale wiedziałam kto maczał w tym palce.
Dokładnie pięć sekund później, coś odrzuciło Jaspera o kilka metrów do tyłu tak, że stracił na chwilę panowanie nad moimi emocjami. Stałam zaszokowana. To coś z pewnością mi pomogło.
- Myślałaś o Alice albo Esme? – Spytała Emmet, wyglądając po raz pierwszy zupełnie poważnie. Milczałam. Oczywiście, że nie zastanawiałam się jak będą się czuły kiedy zniknę.
Edward skinął głową na Jaspera, a on podszedł do mnie i zacisnął na moich ramionach, niemalże stalowe uściski.
- Byłeś wściekły kiedy Carlisle pozwolił mi się przyłączyć do was. Chciałeś mnie zabić!- Wysyczałam w stronę Jazza.
- Naprawdę nie chcemy cię unicestwić. – Mruknął Emmett. – Wszyscy się o ciebie martwią.
- Och, tak. Na pewno wasza trójka! – Warknęłam gardłowo.
- Chcemy zachować bezpieczną odległość i chronić… – Zaczął Edward.
- I właśnie dlatego staracie się uprzykrzyć mi życie. – Dokończyłam za niego.
Na polanę dobiegła reszta rodziny, Alice objęła mnie ramieniem.
- Nigdy więcej tak nie rób. Edward nie pozwolił mi za tobą pobiec i później ta wizja. – Westchnęła cicho.
- Wracajmy do domu. – Wyszeptała Esme. Cullenowie niepewnie zaczęli iść w odpowiednią stronę, ale ja nadal stałam w miejscu. Czy naprawdę chciałam do nich wrócić? Nie wiem i zapewne nie dane mi będzie teraz się tego dowiedzieć.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Nie 11:43, 29 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 4
Siedziałam na werandzie, domu Cullenów. Nie mam pojęcia dlaczego wróciłam z nimi. Mogłam odejść i szukać szczęścia gdzie indziej. Jednak przekonali mnie i wróciłam. Wróciłam do Esme i Alice.
Nagle rozległo się ciche miauczenie, a serce zwierzęcia zaczęło bić w szybszym tempie. Zupełnie jakby wyczuło niebezpieczeństwo. Westchnęłam cicho i utkwiłam wzrok w miejsce skąd dochodziły odgłosy.
Uważnie wpatrywałam się w intensywną zieleń drzew. Wiatr bawił się ich masywnymi gałęziami, rzucając je z jednej strony na drugą. Słońce już od kilku dni chowało się za szarymi chmurami, pozwalając Alice całkowicie poświęcić się przygotowaniom do ślubu Edwarda i Belli.
Zauważyłam, jak zza, ozdobionego drobnymi kwiatkami, krzaka wychyla się mała, czarna główka. Siedziałam bezruchu, czekając na reakcje zwierzaka. Tak jak się spodziewałam, kot zjeżył się po czym uciekł w głąb lasu.
Musiałam przyzwyczaić się do takiej reakcji żywych organizmów. Czuły we mnie zagrożenie, instynktownie uciekały od istot takich jak ja.
- Nie polubił cię. – Zaśmiał się ktoś za moimi plecami.
- Cześć Emmett. – Mruknęłam. – Za tobą też nie przepada.
Chłopak zrobił głupkowatą minę i dodał:
- Phi… Nie wiem co stracił, uciekając od nas. – Prychnął.
Od mojej, nie udanej, próby unicestwienie siebie samej, chłopak postanowił być dla mnie milszy. Zabierał mnie ze sobą na polowania, czasami graliśmy w beznadziejne gry planszowe, ale najczęściej śmialiśmy się. Nikt lepiej niż, Em nie potrafił opowiadać dowcipów.
Zamilkliśmy na chwilę. Utkwiłam wzrok w jeden z ozdobnych krzaków, popadając w zadumę.
Nie chciałam rozważać jak to by było gdybym dalej była człowiekiem, nadal nie wiedziałam o sobie za wiele. Jedynie imię, nazwisko i wiek, który dalej był niezupełnie określony. Na pewno liczyłam sobie około szesnastu lat.
Z zamyślenia wyrwało mnie ciche buczenie silnika, wjeżdżającego na podjazd samochodu. Chwilę później stanęła obok nas Alice. Na jej twarzy malował się grymas niezadowolenia.
- Co się stało? – Spytałam z zatroskaniem.
- Jutro będzie świeciło słońce. – Burknęła. – A ty nie będziesz chciała mi pomóc.
Zrobiłam zdziwioną minę. Jak to? Nie będę chciała jej pomóc?
- Zobacz te materiały. – Mówiąc podsunęła mi pod oczy kilka niewielkich skrawków. Wszystkie pachniały jednakowo, jak jedwab, jednak miały inne kolory. Jeden był niezwykle błękitny, niemalże lazurowy, następny krwisto czerwony.
- Po co ci te materiały? – Spytałam spoglądając niepewnie na próbki/
- Jak to, po co. – Prychnęła. – Musimy wybrać materiał na twoją sukienkę, na wesele.
Zerknęłam na nią zaskoczona. Tam będzie mnóstwo ludzi, zapach ich krwi będzie rozprzestrzeniał się po całym pomieszczeniu, rozbudzając zagłuszone pragnienie.
- Nie ma mowy, nie będzie żadnej sukienki. – Warknęłam. Alice zrobiła podkówkę ze swoich idealnych ust i spojrzała na mnie spode łba.
- Jeszcze zmienisz zdanie, a materiał wybiorę sama. – Powiedziała obrażona. – Wypiszesz jeszcze kilka zaproszeń.
Wywróciłam oczami. Choć moja ręka nie męczyła się pisaniem, to nie lubiłam tego robić. Zazwyczaj gdy kopał mnie ten „zaszczyt”, Alice, Edward, a czasami i Bella zasiadali ze mną przy stole i uważnie obserwowali jak piszę. Strasznie mnie to denerwowało, dlatego kilka zaproszeń musiało wylądować w śmieciach, a Jasper był zmuszony do siadania obok mnie i kontrolowania moich emocji.
- Chyba już wszystkie są wypisane. – Powiedziałam szybko. Chochlik zatrzymał się i spojrzał na mnie, ciemnymi oczyma. Zdecydowanie musieliśmy wybrać się na polowanie.
- Zostały jeszcze dla Volturi. – Westchnęła. – Carlisle mi przypomniał, że powinniśmy wysłać im zaproszenie.
Uśmiechnęłam się. Ta wampirza rodzina królewska budziła mój respekt, łaknęłam każdej informacji o nich. Niestety Cullenowie nie byli chętni do zwierzeń, wiedziałam, że wiedzą o nich o wiele więcej niż mi powiedzieli.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w ciszę lasu. Czułam mnóstwo, doskonale znanych mi zapachów. Zapach zielonego mchu, trawy, którą bawił się delikatny wietrzyk. Gdzieś w oddali poczułam ciepło. Pół sekundy później usłyszałam mokry odgłos bicia kilku serc. Ich zapach był mocniejszy niż pozostałe i pociągający. W prawdzie nie tak, jak ten człowieczy, ale musiał mi wystarczyć. Pozwoliłam instynktowi zawładnąć nad moim ciałem.
Biegłam najszybciej, jak potrafiłam. Po czasie półtorej minuty, cicho zakradłam się do pierwszego Mulaka. Odruchowo zatopiłam zęby w jego szyi, dostając się do upragnionej krwi. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim ciele, ogrzewając je w każdym calu.
Zwierzęta spłoszone atakiem, rzuciły się do ucieczki. Jednak ja byłam szybsza. Zaatakowałam kolejnego jelenia.
- Bree! – Usłyszałam ciche wołanie. Z obrzydzeniem rzuciłam na ziemię zwłoki zwierzęcia i pobiegłam do rodziny.
Piętnasty lipca przyniósł ze sobą kolejne opady deszczu. Emmett mówił, że w Forks słońce nigdy nie świeciło dłużej niż dwa dni. Nie powiem, że nie było mi to na rękę. W pochmurne dni znikałam z domu. Spokojnie spacerowałam po okolicznych lasach, unikając ludzi i swoich pobratymców.
Jednak tego dnia, zanim zdążyłam uciec w samotnię, zatrzymała mnie Alice.
- Musicie coś zobaczyć! – Krzyknęła dziewczyna, wchodząc do salonu. Z zaciekawieniem spojrzałam na nią. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Sekundę później cała rodzina zasiadła przy stole w jadalni. Chochlik wyciągnął ze swojej, dziś zielonej, torebki nową gazetę o rozłożył ją na meblu.
- Co cię zaniepokoiło w tej gazecie? – Spytał Carlisle swoją córkę.
Dziewczyna westchnęła teatralnie i wskazała palcem na jedno ze zdjęć.
- Bree, to ty jesteś na tym zdjęciu…
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Nie 11:44, 29 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 5
Alice nie kłamała. Czarno – białe zdjęcie pokazywało mnie, jeszcze jako człowieka.
Dziewczyna z fotografii miała dokładnie takie same rysy twarzy jak ja, mimo wszystkich podobieństw wydawała mi się zupełnie obca.
W końcu dotarła do mnie smutna prawda. Nic o sobie nie wiedziałam. Nie wiedziałam czy lubiłam śpiewać, rysować, a może tańczyć. Zastanawiałam się czy pisałam pamiętnik, czy miałam chłopaka. Pustka. Wszystkie wspomnienia odeszły ode mnie, wraz z przemianą w wampira.
- Nie ma co panikować. Dobrze, że teraz to zobaczyliśmy, a nie za kilka tygodni, kiedy ktoś mógłby cię zobaczyć. – Powiedział powoli Carlisle. – Teraz musimy się zastanowić co zrobić z tym fantem.
W jadalni zapadła cisza. Właśnie po raz kolejny wprowadziłam zamęt do ich życia. Mogłam sprawić im nie małe problemy, jeśli ludzie dowiedzieliby się o wampirach, Volturi musieliby zgładzić całą rodzinę.
- Przepraszam. – Wyszeptałam cicho, czując, że Cullenowie zasługują na to. Wampiry spojrzały na mnie pytającym wzrokiem.
- Znowu macie problemy przeze mnie. – Powiedziałam niepewnie.
- Już zdążyliśmy się przyzwyczaić. – Zaśmiał się Emmett, chcąc wszystko obrócić w żart.
- Przynajmniej jest zabawa. – Poparł go Jasper, zapewne czując, że komentarz Emma minimalnie poprawił mój humor.
- Alice, ten pomysł jest niezły. –Edward nagle skomentował myśli Chochlika.
- Nie, Edwardzie. Jeśli chcielibyśmy… - Dziewczyna zaczęła mówić, lecz nie dokończyła.
- O co wam chodzi? – Spytałam niecierpliwie. W duchu musiałam sobie przyznać, że trochę bałam się pomysłu Alice. Co też mogło się urodzić w jej małej główce?
- Bree, uwierz mi, że wiele mogło. – Rudowłosy zachichotał, spoglądając na mnie.
- Alice, może podzieliłabyś się z nami swoim pomysłem? – Prychnęła wyjątkowo znużona Rosalie.
- Myślałam, że mogłabym przedłużyć włosy Bree i je przefarbować. – Powiedziała szybko, spoglądając na mnie. – Co ty na to?
Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to najprostszy sposób zmiany mojego wyglądu. Tylko tak mogłam pozostać w Forks, mówiąc, że jestem podobna do tej zaginionej dziewczyny.
- Zgadzam się. – Odpowiedziałam cicho, zastanawiając się czy dobrze robię.
- Zabierzemy Cię jeszcze na zakupy. – Dodała Alice, uśmiechając się szeroko.
Carlisle w ciszy czytał artykuł, który pojawił się obok mojego zdjęcia.
- Czytaliście ten artykuł? – Spytał spoglądając na mnie. Nie widząc żadnej reakcji, dodał. – Twoja rodzina, Bridget, chce wyprawić ci pogrzeb, gdyż policja orzekła, że jesteś martwa. Dopisali również, że znaleźli jakąś twoją bluzkę całą we krwi i wszyscy sądzą, że wykrwawiłaś się na śmierć, albo zaatakowało cię jakieś dzikie zwierze.
- Kiedy ma się odbyć ten pogrzeb? – Dziewczyna Jaspera zaczęła się dopytywać. Edward zmroził ją wzrokiem, on już wiedział co urodziło się w głowie dziewczyny.
- Alice, chce iść na ten pogrzeb i podać się za koleżankę Bree. – Mruknął, widząc pytające spojrzenie członków rodziny.
- Przy okazji odwiedziłabym jej dom… - Zaczęła tłumaczyć, jednak Carlisle jej przerwał.
- Myślę, że to jest zły pomysł. Jej rodzice zapewne znają przyjaciół Britget. – Powiedział, spoglądając karcącym wzrokiem na córkę.
- A jeśli nie? Jeśli to jedyna okazja, żeby dowiedzieć się o mnie czegoś więcej? – Spytała patrząc na blondyna. Właśnie teraz los dał mi szanse na poznanie swojego życia, a Carlisle chce mi to zabrać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Nie 11:47, 29 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 6
Siedziałam w fotelu, bojąc się otworzyć oczy. Alice od dobrej godziny, delikatnie i ostrożnie dowiązywała do moich włosów, dłuższe pasemka. Doskonale wiedziałam, że ta sytuacja sprawia jej wielką frajdę, a ja prawdę mówiąc czułam się jak lalka Barbie w rękach małej dziewczynki.
- Skończyłam! – Powiedziała dziewczyna.
Powoli otworzyłam prawe oko, chwilę późnie lewe. Przelotnie zerknęłam na Chochlika, na jej twarzy malował się summy uśmiech. Spojrzałam na lustrzane odbicie, a dłonią przejechałam po włosach. Teraz sięgały do połowy pleców. Choć doskonale widziałam różnicę między odcieniami moich naturalnych włosów i doczepianych włosów, byłam niemalże pewna, że człowiek by tego nie zauważył.
- Alice… - Zupełnie nie wiedziałam jak mam jej dziękować. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i oznajmiła :
- Teraz tylko ufarbujemy twoje włosy i możemy jechać na zakupy.
Wywróciłam oczami. Bałam się tych zakupów. Bałam się, że nie uda mi się zawładnąć nad pragnieniem i rzucę się na Bogu ducha winną sprzedawczynię. Jednak Alice nie zaprzątała sobie tym głowy, w jej oczach doskonale widziałam radosne iskierki. Kilka sekund później moja przyjaciółka zaczęła rozrabiać farbę, we wcześniej przygotowanej miseczce.
Nagle do salonu wszedł Carlisle, musiał wracać z dyżuru, gdyż w ręce trzymał swoją skórzaną aktówkę. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dostaliśmy zaproszenie. – Powiedział, spoglądając na nas. Rzuciłam mu zaciekawione spojrzenie.
- Wiem. – Mruknęła mimo chodem Alice, nie przerywając swojej pracy. – Volturi zapraszają nas do siebie. – Dźwięk tego nazwiska, gwałtownie mnie pobudził. Włosi zapraszają nas. Wreszcie będę mogła dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Miałam wrażenie, że wszystko co mówią mi Cullenowie, jest pozbawione szczegółów. Jedynie krótkie nic nie znaczące zdania.
- Choć do łazienki, Bree. – Powiedziała Alice. Wydawało mi się, że dziewczyna jest obrażona na swojego ojca. Zgrabnie unikała jego towarzystwa. Miałam nadzieję, że niedługo jej przejdzie. Nie chciałam aby była zła na doktora, tylko dlatego, że zabronił jej pójścia na mój pogrzeb.
- Carlisle, w gabinecie zostawiłam Ci katalog z garniturami. – Powiedział spokojnie Chochlik, nakładając na moje włosy śmierdzącą papkę.
- Myślałam nad suknią dla ciebie. – Mruknęła, siadając na wannie. Spojrzałam na nią, nie mając pojęcia dlaczego mówi mi o sukienkach.
- Ach… - Westchnęła spoglądając na mnie z rozbawieniem. – Volturi urządzają, co kilka lat bal na swoją cześć. Ten będzie pierwszy po śmierci żony Ara. – Dodała po chwili. Moja wyobraźnie zaczęła podsuwać mi obrazy, mecenasów sztuki ubranych w doskonale skrojonych frakach, tańczących z damami w przepięknych sukniach.
- Później pokażę ci projekt. – Odparła miło. – Spodoba ci się!
***
Kilkanaście minut po północy, weszliśmy. Cała trójka, ja, Alice i Jasper, była obładowana torbami z zakupami. Wycieczka do Los Angeles była fantastyczna. Wydawało mi się, że nigdy nie byłam w tym mieście. Neony, gwar, całe nocne życie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Czułam się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami. Wszystko mnie ciekawiło, wszystko chciałam zobaczyć z bliska. Alice i Jasper niemalże siłą zaganiali mnie do kolejnych sklepów.
- Och… Esme, gdybyś widziała jej minę, kiedy mijaliśmy kolejne ulice! – Zaśmiała się Alice. Na twarzy kobiety malowała się ulga.
Moje pierwsze wyjście do ludzi, odbyło się bez problemu. Esme stanęła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie. – Wyszeptała, gładząc mnie po włosach. Dołączył do nas Carlisle.
- Edward i Bella zaraz będą. – Oznajmił spokojnym głosem. Westchnęłam w duchu, znowu miałam się schować w pokoju Alice lub gabinecie.
- W takim razie do zobaczenia później. – Mruknęłam do wszystkich i zebrawszy torby, ruszyłam w stronę schodów. Ku mojemu zdziwieniu dołączyła do mnie dziewczyna Jaspera.
- Musisz zobaczyć projekt. - Powiedziała, otwierając przede mną drzwi. Położyłam na łóżku i ponaglona gestami dziewczyny, podeszłam do niej. Alice przeglądała swój segregator z projektami. Nagle ogarnęło mnie wrażenie, że dziewczyna ma kolejną wizję. Jeśli to była wizja, musiała być mało istotna, gdyż Chochlik uśmiechnął się.
- Myślałam o tych. – Powiedziała, pokazując mi dwa rysunki. Pierwsza sukienka była długa, zapewne sięgała do ziemi. Na rysunku miła delikatny beżowy kolor, a złota wstążka oplatała talię narysowanej kobiety. Całość była okryta delikatną koronką. ([link widoczny dla zalogowanych]). Druga była przeciwieństwem pierwszej. Sięgała do kolan naszkicowanej modeliki i miała śliczny śliwkowy kolor. ([link widoczny dla zalogowanych])
- Obie są piękne. – Powiedziałam, spoglądając na Alice. W tym samym momencie usłyszałyśmy mokry odgłos bicia serca, to oznaczało tylko jedno. Bella przyszła.
Chochlik powoli zaczął iść w stronę drzwi.
- Do zobaczenia. – Mruknęłam do przyjaciółki.
- O nie, moja droga. Idziesz ze mną, Bella chce cię o coś poprosić. – Uśmiechnęła się tajemniczo. Nie miałam innego wyboru, więc udałam się za dziewczyną.
Edward wraz z narzeczoną siedział na kanapie, w salonie. Dziewczyna wyglądała na śpiącą, jednak siedziała prosto, spoglądając na drzwi. Kiedy tylko nas zauważyła, uśmiechnęła się nieśmiało.
- Cześć Alice. Cześć Bree. – Powiedziała cicho.
- Hej Bello. – Powiedziałyśmy niemal równocześnie.
- Britget, musimy Cię przeprosić. – Oznajmił Edward. – Nie zaprosiliśmy Cię na nasz ślub.
Zrobiłam głupią minę.
- Proszę. – Powiedziała Bella, podając mi kopertę, pachnącą dokładnie tak samo jak reszta zaproszeń, które wypisywałam.
- Dziękuję. – Odparłam cicho.
- Chciałabym cię prosić, żebyś została moją druhną. – Dodała po chwili Isabella, spuszczając wzrok.
Byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się, że dziewczyna mnie o to poprosi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik dojrzała pijawka
|
Wysłany:
Nie 11:48, 29 Sie 2010 |
|
|
Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Rozdział 7
Stałam przed Edwardem i Bellą, zupełnie nie wiedząc, jak odmówić dziewczynie. Cullen patrzył ma mnie z zadziornym uśmiechem, przecież doskonale wiedział co dzieje się w mojej głowie. Natomiast dziewczyna, której serce biło w lekko przyśpieszonym tempie, zerkała na mnie spojrzeniem pełnym nadziei.
- Bello ja… To bardzo miłe, że o mnie pomyślałaś, ale nie mogę być twoją druhną. – Powiedziałam, spuszczając wzrok na podłogę.
- Och… Rozumiem. – Powiedziała. – Ale będziesz na weselu? – Spytała po chwili.
Nagle poczułam jad, zbierający się w moich ustach. Krew Belli kusiła mnie o wiele bardziej niż zwykle. Z ust Edwarda wydobył się cichy warkot. Przełknęłam cierpką substancję, krzywiąc się przy tym.
Bella patrzyła, zaskoczona na swojego narzeczonego.
- Przepraszam. – Wyszeptałam, cofając się o krok. Miedzianowłosy jedynie skinął głową.
- To chyba nie jest dobry pomysł, Bello. Sama widzisz, że jeszcze bardzo ciężko zapanować mi nad pragnieniem. – Powiedziałam, siadając obok Alice, na kremowej kanapie.
- Rozmawiałam o tym z Carlislem. – Oznajmiła. – Uważa, że powinnaś się zgodzić. W końcu jesteśmy rodziną.
Zrobiło mi się jakoś tak cieplej w okolicach serca. Nawet przez ułamek minuty zaczęłam się zastanawiać, za kogo mnie podadzą.
- Powiemy, że jesteś kuzynką Esme. Zajmowała się tobą babcia, ale ona zmarła kilka miesięcy temu. Przyjechałaś dopiero teraz do Forks, ponieważ chodziłaś do szkoły z internatem, a Carlisle i Esme, stwierdzili, że tak będzie dla ciebie lepiej jeśli skończysz tam tą klasę. – Powiedział Edward. Przeklęłam ich w myślach. Zaplanowali sobie wszystko i co gorsza zrobili to za moimi plecami.
- Posadzimy cię miedzy Jasperem a Emmettem. Gdyby coś się święciło jeden albo drugi, wyprowadzi cię na zewnątrz. Będzie sporo ludzi, więc wszyscy będą myśleli, że zrobiło ci się duszno. – Alice daje snuła plany, mówiąc takim tonem, jakby tłumaczyła mi coś zupełnie oczywistego.
Czułam złość napływającą do mojego umysłu. Denerwował mnie fakt, że są tak dobrze przygotowani do tej rozmowy.
- Uspokój się albo zawołam Jaspera. – Warknął Edward, w moją stronę. – Przygotowaliśmy się tak, ponieważ prosiła nas o to Bella.
Podeszłam do okna i otworzyłam je. Chłodne powietrze trochę mnie uspokoiło.
- Rozumiem, że dopóki się nie zgodzę, będziecie wyciągać następne asy z rękawów? – Spytałam na tyle cicho, aby Bella mnie nie słyszała.
Kątem oka zerknęłam na Alice, na jej twarzy malował się dumny uśmiech. Dziewczyna nieznacznie kiwnęła głową.
Czułam się tak jakby ktoś już za mnie zdecydował, a ja musiała tylko potwierdzić, jego decyzję.
- Dobrze. Będę na waszym ślubie. – Powiedziałam, wcale nie siląc się na przyjazny ton głosu.
- Dziękujemy. – Wyszeptała szczęśliwa Swan.
- Ciekawe czy mi podziękujesz, jak kogoś zabiję. – Zaśmiałam się gorzko. – Idę zapolować.
Otworzyłam szerzej okno i zgrabnym ruchem wyskoczyłam na dwór. Pobiegłam w stronę doskonale znanej mi polanki, zawsze na niej zaczynam szukać swojej ofiary.
Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy nocy. Po kilku sekundach, kiedy przestałam zwracać uwagę na ciche jęki wiatru, usłyszałam bicie kilkunastu serc, potem poczułam zapach saren.
Wywróciłam oczami. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Miałam ochotę na coś większego i pachnącego bardziej jak człowiek, jednak nie chciałam się bardzo oddalać od domu. Dziś muszą mi wystarczyć sarny.
Bez pośpiechu zaczęłam biec na południowy – wschód. Moje ofiary, jeszcze nie wyczuły, że się zbliżam. Dopiero kiedy byłam w odległości kilkunastu metrów, usłyszałam przyśpieszone bicie serc zwierząt.
Spłoszone sarny zaczęły uciekać, jednak żadna z nich nie miała ze mną szans. Złapałam jedną i zatopiłam zęby w szyi zwierzęcia.
Przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po moim ciele, krew ogrzewała każdą tkankę spragnionego krwi organizmu.
Odrzuciłam od siebie ciało sarny. Nagle zupełnie przestała mi smakować. Brakowało mi, czegoś co pamiętałam jeszcze z polowań na ludzi. Nie chodziło o ich krzyk, czy strach na twarzy. Ich krew była lepsza. Dużo lepsza niż ta, którą się teraz żywię.
Szybko poderwałam się z ziemi, przypadkowo kopiąc martwe zwierze. Chęć zapolowania na kogoś zawładnęła moim umysłem. Zamknęłam oczy w nadziei, że wyczuję ludzi.
Nagle pomyślałam o Cullenach. Zrobili tak wiele dla mnie i właśnie teraz chciałam przysporzyć im jeszcze więcej problemów. Gdyby Carlisle, dowiedział się, że zabiłam człowieka, z pewnością byłby zawiedziony.
Szybko odrzuciłam od siebie myśl zapolowania na człowieka i zbeształam się za ten pomysł. Jak mi to w ogóle mogło wpaść do głowy?
Złapałam jeszcze jedną sarnę i udałam się w stronę domu. Szłam ludzkim tempem, wiedząc, że nie muszę się śpieszyć.
Do posiadłości Cullenów dotarłam kilka minut po czternastej. Tego dnia znowu nie było słońca, więc byłam niemalże pewna, że cała rodzina załatwia coś w mieście. Ku mojemu zdziwieniu, na werandzie stała Alice. Dziewczyna na mój widok wyprostowała się i wygładziła ręką sukienkę. Dopiero teraz zauważyłam, co ma na sobie wampirzyca. Chochlik miał na sobie czarną elegancką sukienkę, ramiona dziewczyny okrywał szary żakiet. Strój zupełnie nie pasował do pogodniej natury Alice.
- Mam coś dla ciebie. – Oznajmiła, szeroko uśmiechając się. Widocznie była czymś podekscytowana, gdyż nie czekała aż do niej dojdę, sama do mnie dobiegła. Zanim jednak powiedziała mi, co to za niespodzianka, spojrzała na mnie krzywo i rzekła.
- Dlaczego nie założyłaś czegoś nowego? – W jej głosie wyczułam pretensję.
- Alice… - Westchnęłam. – Nie byłam w domu od wczorajszego wieczora.
Dziewczyna spojrzała na moją bluzkę, poplamioną krwią.
- Zaraz się przebierzesz. W coś nowego. – Oznajmiła mi chłodno, lecz na jej twarzy zaczął malować się delikatny uśmiech.
- Jasne. – Potaknęłam dziewczynie. – Tylko powiedz, gdzie byłaś.
- Na pogrzebie. – Powiedziała mimo chodem, zawzięcie szukając czegoś w torebce.
- Co?
- Przecież mówiłam, że pójdę i dowiem się czegoś o tobie. – Przypomniała mi. – Rozmawiałam z twoimi rodzicami, niedługo się stąd wyprowadzą. Wydawało mi się, że twoja mama jest w ciąży…
- Och… - Nagle przypomniało mi się, że rodzice chcieli mieć drugie dziecko.
- Byłam w twoim pokoju. Całkiem ładnie tam miałaś. – Mówiła dalej, nie zwracając uwagi na moją reakcję. – Znalazłam twój pamiętnik i album ze zdjęciami.
Podała mi zawiniątko. W materiale okrywającym przedmioty, rozpoznałam moją ulubioną koszulę.
- Dziękuję, Alice. – Wyszeptałam, czując, że głos drży mi z wzruszenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|